sobota, 24 września 2016

Chrzest Jasia



Chrzest Jasia. Ten punkt pominęłam w  pierwszym wpisie, ale tylko po to, by poświecić mu specjalne miejsce. Odbył się 3 września – w pierwsze urodziny naszego synka. Planowany był znacznie wcześniej. Ale chrzestna z Krakowa, rodzice Łukasza z Tczewa, co któryś weekend podyplomówka Łukasza, bo przecież chciał być jak najlepszy w tym,  co robi…i tak z tygodnia na tydzień Jaś czekał na ten ważny dzień. Zaczęliśmy myśleć o dacie 5 czerwca –chrzest w rocznicę ślubu to dobry plan. Ale po drodze był 19 maja, który zmienił wszystkie nasze zamiary. Gdy Łukasz zaczął żywiej reagować, uśmiechać się  przy rodzinnych filmikach wiedziałam, że jest gotowy, że nie ma co czekać dłużej. Dyrektor ośrodka, pani Ania Sobolewska zezwoliła na organizację ceremonii i zapewniła o pomocy ze strony personelu. O chrzest poprosiłam księdza Roberto z Trzcianki . To nasz dobry duch z Focolare. W sobotę, z Jasiem, rodziną, Roberto i tortem pojawiliśmy się w Wolce Ostrożeńskiej. Mój mąż pierwszy raz od dawna w koszuli i spodniach od garnituru. Buty na nogach. Jaś, piękny, przepraszam przystojny, w swojej czapeczce z daszkiem i białobłękitnym garniturku. Niestety zaprzątają mi głowę jakieś drobne niepokoje i organizacyjne kłopoty, które wynikły tego dnia, więc gubię pierwsze wrażenia. Przywołuję się do porządku. Przecież to drobiazgi. Przejeżdżamy całą brygadą do kaplicy, a właściwie do pomieszczenia między korytarzami, które zaadaptowane zostało do celów kultowych. Widzę zaciekawione i wzruszone twarze innych pacjentów ośrodka i personelu.  Później niektórzy dzielą się ze mną swoim przeżyciem i zapewniają o wsparciu. Ceremonia biegnie swoim torem. Jaś, ciekawy wszystkiego, przechodzi z rąk do rąk i w końcu ląduje na kolanach tatusia. To tutaj na głowę naszego maluszka spływa oczyszczająca woda chrzcielna, a później … łzy zaskoczenia. Mały chrześcijanin jeszcze nie rozumie, co się wydarzyło. Biała szatka, w rączkach roczniaka szybko zamienia się w chorągiewkę do machania, którą tak jak wszystkie inne rzeczy warto nadgryźć. Głębi ceremonii to nie zakłóca, choć powagę nieco tak. Wracamy do pokoju Łukasza. Zapalamy świeczkę na torcie Jaśka. Justynia pomaga mu ją zdmuchnąć. Świętowanie chrzcin i roczku synka na tym się kończy – przynajmniej dla Łukasza. Tortu jeszcze tym razem nie spróbuje.
Po południu dostaję sms-a od pani Marii z Focolare z informacją, że dziś skończyła nowennę pompejańska w intencji Łukasza. To 54 dni codziennego odmawiania CAŁEGO różańca. Wysiłek czasowy i duchowy. Nasz najcenniejszy niespodziewany prezent. „Przypadkiem” skończyła właśnie 3 września.
Dzisiaj, gdy patrzę na zdjęcie Łukasza, na którym nasz synek zabrany z kolan taty wyciąga do niego rękę  i smutny wzrok mojego męża skierowany na synka - zastanawiam się jak to przeżył. Na pewno chciałby Jaśka mocno przyciągnąć do siebie i połaskotać jak zwykle. Pewnie nie pocieszyłyby go dziś słowa, że najważniejsze, że tu był, bo naprawdę mało brakowało, by Jasiek był chrzczony tylko w mojej i chrzestnych obecności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz