Chrzest Jasia. Ten punkt pominęłam w pierwszym wpisie, ale tylko po to, by
poświecić mu specjalne miejsce. Odbył się 3 września – w pierwsze urodziny
naszego synka. Planowany był znacznie wcześniej. Ale chrzestna z Krakowa,
rodzice Łukasza z Tczewa, co któryś weekend podyplomówka Łukasza, bo przecież
chciał być jak najlepszy w tym, co robi…i
tak z tygodnia na tydzień Jaś czekał na ten ważny dzień. Zaczęliśmy myśleć o dacie
5 czerwca –chrzest w rocznicę ślubu to dobry plan. Ale po drodze był 19 maja,
który zmienił wszystkie nasze zamiary. Gdy Łukasz zaczął żywiej reagować,
uśmiechać się przy rodzinnych filmikach
wiedziałam, że jest gotowy, że nie ma co czekać dłużej. Dyrektor ośrodka, pani
Ania Sobolewska zezwoliła na organizację ceremonii i zapewniła o pomocy ze
strony personelu. O chrzest poprosiłam księdza Roberto z Trzcianki . To nasz dobry
duch z Focolare. W sobotę, z Jasiem, rodziną, Roberto i tortem pojawiliśmy się
w Wolce Ostrożeńskiej. Mój mąż pierwszy raz od dawna w koszuli i spodniach od
garnituru. Buty na nogach. Jaś, piękny, przepraszam przystojny, w swojej czapeczce
z daszkiem i białobłękitnym garniturku. Niestety zaprzątają mi głowę jakieś
drobne niepokoje i organizacyjne kłopoty, które wynikły tego dnia, więc gubię
pierwsze wrażenia. Przywołuję się do porządku. Przecież to drobiazgi. Przejeżdżamy
całą brygadą do kaplicy, a właściwie do pomieszczenia między korytarzami, które
zaadaptowane zostało do celów kultowych. Widzę zaciekawione i wzruszone twarze
innych pacjentów ośrodka i personelu. Później
niektórzy dzielą się ze mną swoim przeżyciem i zapewniają o wsparciu. Ceremonia
biegnie swoim torem. Jaś, ciekawy wszystkiego, przechodzi z rąk do rąk i w
końcu ląduje na kolanach tatusia. To tutaj na głowę naszego maluszka spływa
oczyszczająca woda chrzcielna, a później … łzy zaskoczenia. Mały chrześcijanin
jeszcze nie rozumie, co się wydarzyło. Biała szatka, w rączkach roczniaka
szybko zamienia się w chorągiewkę do machania, którą tak jak wszystkie inne rzeczy
warto nadgryźć. Głębi ceremonii to nie zakłóca, choć powagę nieco tak. Wracamy
do pokoju Łukasza. Zapalamy świeczkę na torcie Jaśka. Justynia pomaga mu ją
zdmuchnąć. Świętowanie chrzcin i roczku synka na tym się kończy – przynajmniej
dla Łukasza. Tortu jeszcze tym razem nie spróbuje.
Po południu dostaję sms-a od pani Marii z Focolare z
informacją, że dziś skończyła nowennę pompejańska w intencji Łukasza. To 54 dni
codziennego odmawiania CAŁEGO różańca. Wysiłek czasowy i duchowy. Nasz
najcenniejszy niespodziewany prezent. „Przypadkiem” skończyła właśnie 3
września.
Dzisiaj, gdy patrzę na zdjęcie Łukasza, na którym nasz synek
zabrany z kolan taty wyciąga do niego rękę
i smutny wzrok mojego męża skierowany na synka - zastanawiam się jak to
przeżył. Na pewno chciałby Jaśka mocno przyciągnąć do siebie i połaskotać jak
zwykle. Pewnie nie pocieszyłyby go dziś słowa, że najważniejsze, że tu był, bo
naprawdę mało brakowało, by Jasiek był chrzczony tylko w mojej i chrzestnych
obecności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz