piątek, 3 marca 2017

Powspominajmy jeszcze raz

Myślałam, że to będzie niewielki rodzinny piknik. Bo jesień, bo zimno. Bałam się jaki będzie odzew, bo proszących i potrzebujących jest wielu. A co się wydarzyło? Po raz kolejny przekonałam się, że ludzi dobrej woli jest bardzo wielu. Że inni są w stanie poświęcić swój czas, siły i serce dla kogoś drugiego. Dużo radości dało mi patrzenie na znajome twarze osób stojących za stoiskami z ciastem, czy zupą, na dzieci tańczące na scenie, czy też na osoby licytujące jakieś czasem absurdalnie wysokie sumy za gadżety, które dostarczano do ostatniej chwili, nawet w dniu festynu.
Zarówno rezultat finansowy, atmosfera jak i bezpośrednie słowa  wsparcia od wielu ludzi było dla mnie prawdziwym zaskoczeniem i ogromnie podniosło nas na duchu. Piszę nas, bo  Łukasz też  wydawał się podbudowany, gdy mu o tym opowiadałam.
Komu zawdzięczam sukces tego wydarzenia. Wielu ludziom.  Wszystko zaczęło się od inicjatywy Krzysztofa Nipochorskiego, który zaprosił kilka osób do gminy z pomysłem by zorganizować rajd rowerowy dla  Łukasza. Po dyskusji w niewielkim gronie powstał pomysł organizacji festynu. Dzięki zaangażowaniu   Państwa Andrzeja i Hani Goliszewskich plan nabierał rozmachu i realności. Łatali wszelkie niedociągnięcia, które nieuchronnie się pojawiały w tak krótkim czasie organizacji jaki mieliśmy (trzy tygodnie), angażując mnóstwo własnego czasu, a przede wszystkim udostępniając miejsce wydarzenia.  Koordynacją spotkań zajął się zastępca wójta pan Robert Chychłowski, wykonując nieskończoną ilość różnych zadań i telefonów. W organizację festynu zaangażowały  się panie Teresa Kołtun, pani Grażyna Gontarz oraz radni  - szczególnie pani Agnieszka Nagadowska, Ewa Michalczyk, Edyta Rosłoń –Szerzyńska, czy przewodniczący  Rady – pan Jacek Piesiewicz.  A później akcja zataczała coraz szersze kręgi – pan Bartek Pluta bezpłatnie rozwiesił plakaty, rozpoczęłam też akcję informacyjną w Internecie, a facebook po raz kolejny okazał się niezawodny. Informacje o festynie udostępniało mnóstwo ludzi (ponad 2900 udostępnień), a ze mną lub z moim bratem kontaktowały się tą drogą kolejne osoby gotowe wesprzeć wydarzenie.  Dowiadywałam się, że angażują się też poszczególne sołectwa i gminne organizacje, Koło Gospodyń Wiejskich z Wilgi. Wszystkie placówki edukacyjne przygotowały występy artystyczne.
Włączyła się fundacja Tętniące życiem, dostarczając oklejone i przygotowane już puszki, które służyły do zbierania pieniędzy. Dowiedziałam się, że fanty zbierają członkowie wspólnoty Focolare, a w Trzciance podczas niedzielnej mszy zebraną tacę przeznaczono także na rehabilitację Łukasza.  Kolejne fanty od NieKANApowych – grupy z facebooka oraz wiele wiele od prywatnych osób, które mniej lub bardziej anonimowo przynosiły przeróżne rzeczy.
Już w trakcie festynu dowiedziałam się, że sołectwa, które nie wzięły udziału w przygotowywaniu produktów żywnościowych itp., zbierały środki finansowe na rehabilitację mojego męża. 
O Łukaszu nie zapomnieli samorządowcy, wójtowie i burmistrzowie – zarówno poprzez udział w festynie, jak i poprzez wpłaty na konto. Mimo rodzinnej uroczystości na festynie zjawił się pan poseł Grzegorz Woźniak.
Lista sponsorów, firm i  osób prywatnych jest  bardzo długa – już przygotowałam kilkadziesiąt indywidualnych podziękowań i ciągle nie mogę do końca się wygrzebać z tego zadania (pisane w grudniu). Dostawałam jednak sprzeczne informacje dotyczące zamieszczania konkretnych nazwisk czy nazw firm w Internecie. Wiem, że nie wszyscy sobie tego życzą, a że nie mogą spytać każdego osobiście, więc chyba pozostanę przy tej opcji, by rozdawać przygotowane indywidualnie dyplomy.  Co rusz zresztą dostaje informacje, że jeszcze ktoś  powinien zostać uwzględniony, więc zapewne nawet jeśli bardzo bym się starała nie uda mi się podziękować osobiście wszystkim. Poniżej zamieszczam link do podziękowania na facebooku, które kieruję do wszystkich, którzy pomogli w organizacji festynu, do tych którzy brali udział i do tych którzy nam dobrze życzą.
https://web.facebook.com/lukaszszychowski/photos/a.1801614346760963.1073741828.1801604276761970/1813006182288446/?type=3&theater 
Przyznam się, że czuję pewien rodzaj zmieszania  - bo wiem, że nie będę na razie w stanie odwdzięczyć się za to wszystko. Liczę, że kiedyś w tej sztafecie  pomocy znowu będę po stronie dających, bo na pewno wolę tę rolę. Był taki czas w moim życiu, długi czas, kiedy sama byłam wolontariuszką, najpierw przez rok w szpitalu dziecięcym w Lublinie na oddziale onkologii i hematologii, a potem w Lubelskim Hospicjum dla dzieci. Najpierw uczestniczyłam właśnie w takich akcjach – organizacji koncertów, zbieraniu środków na powstające w tamtym czasie hospicjum, a potem poznałam Piotrka i Włodzia - chłopców z zanikiem mięśni, dla których byłam ich „małą”. Odwiedzałam ich przez kilka lat, do samego końca, doświadczając czegoś niesamowicie dla mnie ważnego także teraz – że pośród trudu jest wiele chwil radości, że najgorsze można przeżyć. Świadectwo ich mamy do dziś mnie umacnia.  Wiem, że „wzięłam” coś dla siebie z tamtego pomagania, nie tylko satysfakcję, że byłam choć trochę potrzebna, ale też nieco dystansu do tego co mniej ważne i powierzchowne. I tej satysfakcji oraz „czegoś więcej” gorąco życzę wszystkim, którzy organizowali festyn, którzy tworzyli to piękne wydarzenie. Satysfakcji, że mogli zrobić coś dobrego, że dzięki temu mój mąż będzie miał większą szansę na odzyskiwanie sprawności, a przez to cała rodzina, moje maluchy będą miały szansę na trochę normalniejsze życie. Bo to ogromna różnica czy tata jest leżący, czy można go zabrać na spacer – choćby na wózku, choć wszystko wskazuje na to, że pójdzie z nami kieyś na własnych nogach. A tą różnicę może wprowadzić bardziej lub mniej intensywna rehabilitacja. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz